Co to jest proces grupowy? Kto to jest facylitator? Przykłady.

Proces grupowy:
·         procedura pracy z dużymi grupami nad tematami, które jakoś ich poruszają
·     rodzaj pogłębionej dyskusji osób uczestniczących nad wydarzeniami rodzinnymi, społecznymi lub politycznymi
Cele:
·           pełniejsze wyrażenie swojego stanowiska 
·           poznanie i zrozumienie odmiennych stanowisk
·           stworzenie bezpiecznej przestrzeni dla wyrażenia wszystkich opinii i emocji w danej grupie
·           doprowadzenie do interakcji pomiędzy nimi (opiniami i emocjami)
·           przekształcanie napięć i konfliktów w celu stworzenia poczucia społeczności w duchu głębokiej demokracji
·           uzyskanie większej świadomości w zakresie wybranego zagadnienia, zarówno na poziomie indywidualnym, jak i na poziomie grupowym.
Założenia:
Każda osoba stanowi część większej całości, a jej doświadczenia są ważne dla rozwoju całej grupy, społeczeństwa i świata.
Niezależnie od poglądów, które każdy prezentuje, grupa składa się z określonych ‘ról’, pozycji w grupie, które  są czymś więcej niż osoby i wymagają by wiele osób wyrażało różne jej aspekty. Grupa rozwija się tworząc poczucie wspólnoty poprzez interakcje pomiędzy nimi.
Jednak każdy jest czymś więcej niż tylko jedną rolą, dlatego w trakcie procesu grupowego  zachęcamy do zmieniania ról.
Może się okazać, że każdy odkryje w sobie kawałek KAŻDEJ roli obecnej w polu grupy. oznaczałoby to, że nasz oponent jest równocześnie aspektem nas samych.
Ważnym elementem procesu grupowego jest również wyrażanie emocji związanych z danym stanowiskiem; szczególnie trudne może być wyrażanie zranienia, złości, bezradności czy strachu.
Proces grupowy może przybrać formę:
·           spokojnej merytorycznej debaty
·           głośnej i emocjonalnej wymiany
·           wyrażania osobistych poruszających doświadczeń
·           medytacyjnej refleksji.
Procesy grupowe prowadzone są przez facylitatora, czyli osobę, która ułatwia ich przebieg.
Proces grupowy ma charakter otwarty – nie są potrzebne wcześniejsze doświadczenia udziału w procesach grupowych ani wiedza specjalistyczna.
Etapy procesu grupowego:
1.    Wybór tematu
Uczestnicy spotkania zgłaszają tematy, nad którymi chcieliby pracować w ramach całej grupy. Każdy z uczestników może zgłosić dowolną ilość tematów. Facylitator zapisuje wszystkie te tematy na tablicy. Spośród nich, w drodze głosowania, uczestnicy spotkania wybierają jeden z tematów.
2.    Konsensus
Wybrany temat musi uzyskać konsensus wszystkich członków grupy, także tych osób, które na niego nie głosowały.
3.    Stanowiska
W wybranym temacie reprezentowane są różne stanowiska (role, postawy, przekonania). Zostają one przez facylitatora sprowadzone do podstawowej polaryzacji (konfliktu) między dwoma stanowiskami, np. współpraca vs konkurencja. Dla nich stwarza się w przestrzeni niezależne miejsca. Reprezentanci jednego stanowiska stają po jednej stronie konfliktu, reprezentanci drugiego stanowiska, po drugiej.
4.    Przebieg procesu
Uczestnicy reprezentujący poszczególne strony konfliktu starają się wnosić swoje stanowiska w jak najpełniejszy sposób. Gdy czują, że stanowisko oponenta ich przekonuje, przechodzą na drugą stronę konfliktu. W ten sposób oba stanowiska zaczynają się przekształcać, czasami pojawiają się również nowe role. Stanowiska, które są wnoszone tylko częściowo lub nie wprost, facylitator pomaga wyrazić pełniej, aby umożliwić dalszy przepływ procesu.
5.    Rozwiązanie
Proces uzyskuje rozwiązanie, gdy wszystkie stanowiska w pełni się wyrażą, coś zrozumieją, uzgodnią, sprawy staną się bardziej osobiste lub gdy pojawi się poczucie jedności w grupie. Rozwiązanie jest zawsze tymczasowe.

=====================
Więcej nt.:
·           facylitacji i pracy ze światem (Worldwork) PL: http://processwork.pl/facylitacje/
·           pracy ze światem (Worldwork) EN: http://worldwork.org/about/worldwork-deep-democracy/
=====================
Przykłady tematów procesów grupowych, w których ja uczestniczyłam:
1.     Czy dyscyplinować siebie i innych?
2.     Jak reagować gdy widzę na ulicy dorosłego, który bije swoje dziecko?
3.     Co mogę zrobić dla czystszego powietrza w Krakowie?
4.     Czemu w ramach Studium część osób jest cicho i w ogóle się nie wypowiada?
5.     Czy warto się angażować w to co się dzieje teraz w Polsce, czy raczej stać z boku i zająć się swoimi sprawami? 
6.     Czy pozwolić dzieciom dłubać w nosie i zjadać gluty?

Przykłady procesów grupowych; źródło: Mindell Arnold, Siedząc w ogniu

Przykład nr 1 – Kobieta oskarża Arnolda Mindella, że ją ignoruje.
Podczas pewnej konferencji biała kobieta oskarżyła mnie, że ją ignoruję, choć ona wciąż podnosi rękę. Pełnym siły głosem, który mnie przeraził powiedziała, że używam przeciwko niej swojej pozycji. Poczułem się zraniony, ale podziwiałem odwagę, z jaką się ze mną skonfrontowała.
Kiedy usiedliśmy na środku powiedziałem jej, że nie widziałem jej podniesionej ręki, ale i tak rozumiem, jak ona się czuje. Rzeczywiście miałem siłę, której mogłem przeciwko niej użyć.
Odparła, że ma dosyć kwestii Czarni-biali, na której koncentrowała się grupa. Nie ma nic wspólnego z tym tematem. Chciała go zmienić. Powiedziałem, że rozumiem, iż czuła się zepchnięta na margines przez tematy, którymi zajmowała się grupa. Jednocześnie ogarnął mnie smutek. Postanowiłem podążyć za moimi uczuciami.
Powiedziałem, że chociaż jestem jednym z głównych facylitatorów i mam w tym momencie wiele siły, to czuję się wobec niej bezradny. Poza miejscem naszego spotkania jej punkt widzenia obowiązuje na świecie. Powiedziałem jej, że wobec tego czuję się od niej słabszy.
Rasizm jest dla mnie niesłychanie ważną sprawą, a jedyne co mogę zrobić, to szlochać nad tym, iż nie potrafię sprawić, aby inni traktowali go równie poważnie jak ja.
W kobiecie tej natychmiast zaszła zmiana. Zrozumiała, co usiłowałem przekazać i powiedziała, że czuje się wysłuchana. Okazało się, że jest odważną i wnikliwą osobą. Pomogła mi wniknąć głębiej w samego siebie, powiedziała, że potrzebuję pomocy i udzieliła mi jej wysłuchując mnie. Potem przeszliśmy do jej problemu. Gniew spowodowany tym, że nie zauważyłem jej podniesionej ręki pomógł nam wejść w kontakt. Atak, odwet i terroryzm były tylko pierwszy etapem w relacji. Później porozmawialiśmy ze sobą dłużej. W pierwszym momencie odniosłem wrażenie, że jest ona bardzo silną osobą. Odczuwałem wobec niej szacunek i jednocześnie bałem się jej. Teraz odkryłem, że jest wspaniałą nauczycielką i ma mnóstwo pomysłów na temat zmian społecznych. Mogłem to odkryć jedynie "siedząc w ogniu"
[- wysłuchując tej kobiety, zajmując się jej i swoimi uczuciami, ucząc się od niej].
Przykład nr 2 – Szkoła: uczeń i nauczyciel
Następujący opis konfliktu w jednej z małych grup, dotyczącego problemu gangów, sporządzony przez facylitatorkę, ilustruje, w jaki sposób rozpoznawanie różnic i przywilejów może prowadzić do rozwiązania konfliktu.
Spotkanie naszej małej grupy zaczęło się od tego, że nauczyciele ze szkoły średniej zaczęli wypytywać uczniów, czy ci nauczyli się czegokolwiek na tej konferencji. Pytania nauczycieli kryły w sobie założenie, że to, czego się tu dowiadują, nie jest przydatne w szkole średniej. Jednakże uczniowie wyrażali się o tym bardzo dobrze i bardzo podobało im się to, co się tu wydarzyło. Powiedzieli, że dużo się nauczyli, a szczególnie cenne było dla nich to, aby dostrzegać różnice, a nie zakładać, że każdy jest taki sam. Moja koleżanka i ja opowiedziałyśmy, jak można zastosować taki rodzaj pracy w szkole i jakie są nasze doświadczenia w tej mierze. Pomyślałyśmy jednak, że nauczyciele potrzebują pochwały za swoją pracę, ponieważ sugerowali, że nie rozumiemy, co robią w szkołach i zdawali się nas lekceważyć.
Jeden z nauczycieli nagle poprosił swojego ucznia, członka latynoskiego gangu, by opowiedział o tym, co się dzieje u nich w szkole. Uczeń milczał przez chwilę, a potem zrelacjonował to tak, jak na egzaminie. Moją uwagę przyciągnęła chwila jego milczenia i zapytałam go o ten moment. Uczeń odparł, że poczuł się postawiony przez nauczyciela w niewygodnej sytuacji. Nauczyciele oskarżyli mnie o fabrykowanie konfliktu tam, gdzie go nie ma. Uczniowie stwierdzili, że jest to kwestia autorytetu i władzy. Atmosfera stała się ciężka, zawiązała się ostra wymiana zdań między białym nauczycielem a latynoskim członkiem gangu.
Ten spór został rozwiązany, a nauczyciel objął ucznia, powiedział mu, że go kocha i rozpłakał się nie ukrywając swoich łez. Młody człowiek, prawdziwy twardziel, był głęboko poruszony i też zaczął płakać. Uczennica, wstrząśnięta widokiem płaczącego chłopaka, powiedziała, że go kocha. On zaczął opowiadać, jak to jest być w gangu, jak trudno jest strzelać do wroga. Mówił również o swoich lękach. Jego brat zginął w zeszłym roku w wojnie gangów.
Jeszcze inna Latynoska, mniej więcej 15-letnia, też była bardzo wstrząśnięta i poruszona. Początkowo trudno jej było znaleźć słowa, ale zachęcaliśmy ją mówiąc, że jest mądrą kobietą i ma na pewno dużo do powiedzenia. Wreszcie przemówiła. Należała do innego gangu, była w ciąży i chciała zerwać z dotychczasowym życiem. Błagała tamtego chłopaka, by przestał używać przemocy. Mówiła o niebezpieczeństwie i śmierci. Tych dwoje przeprowadziło ze sobą bardzo ważną rozmowę. Nauczyciele i uczniowie płakali. Była to bardzo piękna scena, w której miłość zastąpiła napięcie.

Przykład nr 3 – Terroryści potrafią się zmieniać
(…) terroryści są po prostu ludźmi. Nie są ani szaleńcami, ani psychotykami. Kobiety i mężczyźni, bez względu na to, czy pochodzą z Północnej Korei, Kraju Basków, Zachodniego Brzegu w Izraelu, Stanów Zjednoczonych, Niemiec, Ameryki Środkowej czy Południowej, opowiadają historie swoich rodzin, które zostały tak skrzywdzone, iż honor wymaga odpłaty. Jeśli chcecie przeczytać poruszającą książkę na ten temat, to sięgnijcie do "Shoot the Women First" Eileen McDonald, która w niezwykły sposób dociekała siły kobiet.
Ludzie, którzy uzależnili się od przemocy jako środka naprawiania krzywd są bardziej ustępliwi i elastyczni, niż media pozwalają nam wierzyć. Potrafią zmieniać się błyskawicznie. Każdy potencjalnie może się zmienić - nawet ci, którzy blokują świadomość swojej siły głównego nurtu. Tam, gdzie są ludzie, zmiana jest możliwa. Mężczyzna z Belfastu opowiedział uczestnikom seminarium, jak to się stało, że został terrorystą. Kiedy był chłopcem widział, jak dwóch brytyjskich tajnych agentów strzeliło w głowę jego ojcu. Pojechał z nim do szpitala. Ojciec pochylił się do niego i wyszeptał: "Wybacz zabójcom". Ale on nie mógł wybaczyć. Chciał tylko pomścić śmierć ojca. Przysiągł poświęcić temu swoje życie. Przyłączył się do grupy terrorystów.
Pewien ksiądz z naszej grupy był zdumiony i zszokowany słysząc o takim pragnieniu odwetu. Po długiej rozmowie na ten temat zaakceptował żądzę odwetu tamtego mężczyzny. W miarę jak ksiądz zmieniał się, przestawał osądzać, zaczął odczuwać wobec terrorysty współczucie. Wtedy terrorysta też się zmienił. Przyznał, że nie chce już zabijać. Byłby szczęśliwszy ucząc dzieci, jak rozwiązywać problemy w inny sposób. Wszyscy siedzieliśmy jak oniemiali.
Elastyczność i wielkoduszność księdza umożliwiły przemianę.


Przykład nr 4 – Terrorysta, który porzucił terroryzm
Rona, innego terrorystę, pobili i prawie zabili, strzelając do niego, terroryści. Powiedział nam, że przyłączył się do bojówek protestanckich, kiedy zabito jego przyjaciół. Przywódca rozkazał mu zabić jednego z przywódców drugiej strony. Ron podkradał się do tego człowieka miesiącami. Kiedy wreszcie spotkał go na ulicy, strzelił do niego. Jego ofiara już leżała na ziemi, a on wciąż strzelał jej, raz po raz, w nogi.
Przez trzy lata Ron siedział za kratkami wymyślając, w jaki sposób zabije informatora, który go wydał. Ale potem, poprzez jakiś ironiczny obrót losu, ten informator został strażnikiem więziennym i codziennie przechodził obok jego celi. Ron opowiedział nam o pewnym niezwykłym momencie. Siedział ogarnięty furią w swojej celi, kiedy nagle zdał sobie sprawę, że zginie cała jego rodzina, jeśli on nie zatrzyma tego koła mordowania. To nagłe uświadomienie sobie zmieniło go. Kiedy wyszedł z więzienia nie zabił informatora i porzucił terroryzm. Teraz pracuje nad rozwiązywaniem konfliktów. Dlatego przyszedł na nasze spotkanie.
Ludzie mogą zmieniać się spontanicznie i nadal pomagać światu w trwały sposób. Po tym jak próbujemy, tak lub inaczej, osiągać nasze cele siłą, większość z nas zwraca się do metod, w których nie stosuje się przemocy.

Przykład nr 5 – Belfast: IRA i Sinn Fein
Podczas pobytu w Belfaście w 1992 roku nauczyłem się wiele na temat rangi i tego, jak sprzyja ona zemście i terroryzmowi. Odkryłem, że terroryści nie są twardzielami głuchymi na wszystko, co się do nich mówi. Wręcz przeciwnie, potrafią być bardzo wrażliwi. Okryłem, że nie są "gdzieś tam" - istnieją w każdej grupie jako ludzie zranieni przez główny nurt i walczący o wolność każdego z nas.
Konflikt w północnej Irlandii zachodzi pomiędzy katolikami, którzy stanowią 43 procent populacji, i protestantami, którzy stanowią pozostałe 57%. Katolicka Irlandzka Armia Republikańska (IRA) jest paramilitarnym ramieniem Sinn Fein, politycznego ruchu, którego nazwa znaczy dosłownie "my sami". IRA i Sinn Fein walczą o zjednoczoną Irlandię wolną od władzy Wielkiej Brytanii. Protestanci-lojaliści chcą pozostawać przyłączeni do ziem swoich przodków, Szkocji i Anglii. Protestanci obawiają się utraty swojej kulturowej tożsamości.
Od czasu, kiedy Amy i ja byliśmy w Belfaście, nastąpiło zawieszenie broni, aczkolwiek do chwili, gdy piszę te słowa IRA nie wyraziła zgody na wyłącznie pokojowe działanie. W czasie naszego pobytu w Północnej Irlandii świat uważał, że jest ona w stu procentach w konflikcie. Tylko jej mieszkańcy myśleli inaczej.
Na całym świecie ludzie, którzy mieszkają w rejonie, gdzie występuje konflikt twierdzą, że nic specjalnego się tam nie dzieje. Nauczyli się stępiać swoje lęki, by nie zwariować, gdy wybuchy bomb i zabijanie zdarzają się codziennie. Belfast był międzynarodową metaforą zapalnego miejsca na świecie. Przez dziesięciolecia rozdzierały go konflikty.
Każda strefa wojenna, gdy się w niej znajdziesz, jest na początku przerażająca. Gdziekolwiek spojrzysz, czy to będzie Belfast czy Bejrut, ludzie zmuszają się do normalnego działania, znieczulając się na wszechobecne zagrożenie, jakie stanowią snajperzy, bomby i ataki terrorystyczne, które mogą zdarzyć się wszędzie, w każdej chwili, przeciwko każdemu. Każdy tutaj żyje wewnętrznie oddzielony od szoku, jest to przykład tego, co w czasach pokoju nazywamy zespołem posttraumatycznym.
Policja zatrzymywała nas często przy blokadach dróg, gdzie szukała terrorystów. Nie mierzono we mnie tak często z pistoletu od czasów, kiedy byliśmy w Izraelu w latach osiemdziesiątych.
Amy i mnie zaprosiła na konferencję do Belfastu grupa ludzi przychodzących z obu stron konfliktu. Spotkaliśmy się z tymi "terrorystami" - media nazywają tak ludzi, którzy uważają siebie za walczących o wolność - w sekrecie. Uczestnicy wiedzieli, że mogą zostać zabici przez swoje grupy, gdyby ich uczestnictwo w konferencji zostało wykryte. Ryzykowali życiem, aby znaleźć nowe sposoby radzenia sobie z konfliktem. Ale, oczywiście, praktycznie wszystko w tych czasach było sprawą życia i śmierci.
Konferencja zaczęła się bardzo ostro. Amy chciała ją otworzyć i w tym momencie jeden z uczestników zaczął na nią wojowniczo wrzeszczeć:
- Ej, paniusiu, na co czekasz? Powiedz nam od razu, jeśli w ogóle wiesz, jak zakończyć tę cholerną wojnę! I pospiesz się!
Amy mu oddała:
- Będę cicho przez chwilę, daj mi minutę na to, co mam do powiedzenia.
Ten mężczyzna i jego przyjaciele wciąż jej przerywali.
- Od lat jestem terrorystą - pochwalił się jeden z nich, jakby wyzywając nas, byśmy spróbowali go zmienić.
Początkowo czuliśmy się ofiarami ataku. Jednakże mała refleksja wyjaśniła sprawę. Gniew uczestników brał się częściowo stąd, że zrobiliśmy błąd nie uznając od razu, że to oni, ludzie którzy tu żyją, są w oczywisty sposób ekspertami od spraw swego konfliktu.
Okazało się, że sprowokowało ich to, iż nie uświadomiliśmy sobie naszych przywilejów. My mogliśmy wrócić do domu i żyć względnie bezpiecznie, a oni musieli zostać w kraju ogarniętym wojną. Nasze podwójne sygnały - optymizm dotyczący potencjalnych dobrych stron konfliktu, marzenia o lepszym świecie, sygnały zachęty - sprawiły, że oni poczuli się jak nieudacznicy. Nasze bezmyślne zachowanie pogłębiło ich depresję i wprawiło w furię.
- Oko za oko, ząb za ząb - powiedział jeden z mężczyzn. Musieli w nas uderzyć, aby nas obudzić. Zanim mogliśmy naprawdę z nimi porozmawiać, musieli najpierw sprawić, abyśmy poczuli na sobie konflikt i cierpienie, które oni wciąż znoszą. Odnieśli sukces. Nasz entuzjazm zniknął na jakiś czas.
Ta walka zaczęła się w ułamku sekundy, ale zabrało nam dwie godziny, by ją rozwiązać. Na początku nie było wiadomo, o co w niej chodzi. Tamten mężczyzna i jego przyjaciele byli pełni goryczy i rozwścieczeni. To sprawiło, że wpadliśmy w złość. Zwłaszcza ich lider był szczególnie niemiły. Chociaż to on zwołał konferencję, powiedział, że niczego ich nie możemy nauczyć.
Ja też stałem się złośliwy, tak jak reszta próbując wywrzeć zemstę. Oskarżyłem go, że zachowuje się jak wszystkowiedzący dygnitarz. Powiedziałem, że jest beznadziejnym przypadkiem, i że nie daje Irlandii Północnej osiągnąć pokoju. Wrzasnął, że jestem niesprawiedliwy wobec niego i jego przyjaciół.
Każdy cios wywoływał następny, aż jakaś kobieta z ich strony zainterweniowała. Wyjaśniła nam, że człowiek, który wydawał się najbardziej wojowniczy jest po prostu sobą.
- Nie jest jego intencją bycie złośliwym - powiedziała. - Uważa, że robi dla wszystkich coś dobrego. Gdy tak nas uspokajała, atakujący umilkł.
Miała rację. Założyłem sobie, że utożsamia się on z byciem twardym i mściwym, ale ona zachęciła go do pokazania, że tak nie jest. Dzięki intuicji tej kobiety zakończyliśmy walkę i potem nasze spotkanie przebiegało bardzo dobrze. Pracowaliśmy nad chęcią zemsty i nadzieją na przemianę. Na koniec "terrorysta", który zaatakował Amy zaprosił nas do sąsiedniego pubu.
Za każdym razem kiedy my, jako facylitatorzy, sugerujemy że wiemy coś, czego inni nie wiedzą, zachowujemy się jak nauczyciele, którzy mają nad pozostałymi władzę. Zasada jest prosta: nieświadome użycie rangi wywołuje chęć odwetu. Mógłbym uniknąć całego problemy zauważając moją rangę. Mój przeciwnik też mógł to zrobić. Z drugiej strony, potrzebowaliśmy wzajemnej mściwości, by stać się świadomymi rangi. Obaj, w naszej nieświadomości, chcieliśmy zrobić coś dobrego.
Tego wieczoru zrozumiałem, że terroryzm nie jest po prostu działalnością polityczną, ale częstą i niewidoczną grupową interakcją opartą na poczuciu, że jest się traktowanym niesprawiedliwie.


źródło: Mindell Arnold, Siedząc w ogniu, str. 61-64

Komentarze

Popularne posty